Hel-3. Jarosław Grzędowicz

W otchłaniach MegaNetu niewiele jest w stanie naprawdę przyciągnąć uwagę szybko nudzących się widzów – film maksymalne trzy do pięciu minut – dłuższe i tak nie zostaną obejrzane do końca. Im bardziej szokujący, tym lepiej. W grę wchodzą emocje, to one nabijają liczniki wyświetleń, a te z kolei gwarantują zainteresowanie reklamodawców i strumień euro wpływający na konto iwenciarza. Wokół wszyscy wlepiają wzrok w niewidoczne displeje, jednak nawet na chwilowe zainteresowanie trzeba sobie zapracować. Albo mieć szczęście. A najlepiej obu tych czynników po trochu.

Jarosław Grzędowicz stał się w ubiegłym roku moim wielkim odkryciem i z marszu wpisał  się na listę moich ulubionych pisarzy. Wyśmienity czterotomowy Pan Lodowego Ogrodu i przepyszny zbiór opowiadań Księga jesiennych demonów na długo zapadną mi w pamięć, jako jedne z najlepszych lektur, takich które z radością stawiam na półce i wszystkim polecam. Na swoją najnowszą książkę kazał czekać swoim fanom kilka długich lat. Hel-3 to z pewnością książka wyczekiwana i budząca szerokie zainteresowanie miłośników fantastyki. Czy proporcja ciężkiej pracy pisarza i szczęścia została zachowana? Czy było na co tak czekać? To dobre pytanie, na które odpowiedzi będzie tyle, co czytelników…

Uwaga! Dalsza część wpisu może zdradzać elementy fabuły.

Hel-3 nie toczy się w odległej przyszłości. Akcja powieści ma miejsce zaledwie cztery dekady od dziś, a świat w tym czasie przeszedł wiele zmian, do których autor wprowadza czytelnika dość powoli. Pierwsze kilkadziesiąt stron kipi od nieznanej jeszcze terminologii i technologii przyszłości oraz akcji, ponieważ książka zaczyna się z grubej rury. Czytelnik zostaje wrzucony na głęboką wodę i jakoś musi się w niej odnaleźć.
Przenosimy się więc do Dubaju – jednak nie tego, który znamy dziś. Odkąd świat przestał kupować ropę, była oaza bogactwa i luksusu stała się cmentarzyskiem opuszczonych, przysypanych piaskiem wieżowców, a Emiraty jednym z ostatnich stosunkowo liberalnych miejsc w islamskiej Sunnie. Bo sytuacja geopolityczna też się zmieniła, jak wszystko – niby wciąż brzmi znajomo, ale świat nie jest już taki jak dawniej. Wszędzie roi się od Chińczyków, od wschodu wieje od Imperium Nowosowieckiego, południowa Europa ucierpiała spustoszona wojną, a gdzieś za oceanem leży Unia Amerykańska.
W Dubaju przebywa Norbert, iwenciarz, współczesna odmiana dziennikarza-jutubera-streamera w jednym. Pojechał tam, bo potrzebne mu są pieniądze, a żeby je zarobić musi trafić na iwent. Dobry, taki, który obudzi liczniki wyświetleń i zapewni mu przypływ pieniędzy, dzięki którym wróci do miejsca, które nazywa domem, spłaci długi, trochę poegzystuje aż do momentu, w którym finansowy dołek znów zmusi go do szukania czegoś naprawdę ekstremalnego. Norbert dostaje cynk i trafia w sam środek piekła – egzekucji zachodnich inżynierów przerwanej niespodziewanie przez interwencję najemnych komandosów.

Potem akcja chwilowo zwalnia, kiedy autor pozwala się nam przyjrzeć Warszawie z przyszłości, do której wraca Norbert wykaraskawszy się z kłopotów, w które wpadł w Dubaju. Wysłany w odmęty MegaNetu iwent spełnił swoje zadanie, licznik wpływów się ruszył i choć nie bez problemów, chłopak trafił do domu. Do ciasnego mieszkania w smaganej deszczem stolicy, do reglamentowanych dostaw prądu, do świata pełnego ograniczeń i zakazów ingerujących w osobiste życie obywatela. Do świata zrównoważonego rozwoju i życia w konwencji dobrowolnego ubóstwa, życia w poszanowaniu dla wyczerpujących się naturalnych bogactw i surowców, przy narzuconym braku indywidualności jednostki. 
Norbert znów ma jednak szczęście – kolejny iwent szykuje się naprawdę mocny i nasz ma nie tylko nadzieję na kolejny finansowy zastrzyk, ale też marzy mu się, aby zbliżyć się do dawnych dziennikarzy, niezależnych i opiniotwórczych. Zapewnić to ma kolacja w ekskluzywnej, vipowskiej sali posiadającej dwie gwiazdki restauracji, gdzie elita kraju ma w zwyczaju popuszczać wodze dobrych obyczajów i kultury, pije, pali i ćpa wszystko, co nielegalne, a na kolację serwuje się im steki z tygrysa i pandy. Kolacja, którą Norbert ma zamiar nagrać, stając się żywą kamerą.

Świat przedstawiony przez Grzędowicza w Helu-3 może wywoływać wiele sprzecznych uczuć, od fascynacji po znudzenie, a nawet irytację. Jeśli chodzi o moje odczucia, to skłaniam się do nieco niesmacznej irytacji. Dlaczego?
Dlatego, że nowa książka Grzędowicza epatuje tym, co sprawia, że z niechęcią podchodzę do polskich fantastów. Hel-3 ocieka politycznymi poglądami autora i tu już nawet nie rozchodzi się o to, czy się z Grzędowiczem zgadzamy czy nie – miałam go za pisarza, który poprzeczkę stawia sobie nieco wyżej. Tymczasem czytając Hel-3 nie miałam wrażenia, że zaserwowano mi inteligentną, ironiczną analizę absurdów świata, w którym przyszło mi żyć, nie dającą do myślenia dystopię, lecz koszmarny sen, przerysowany do granic i podszyty tanim, wręcz tandetnym politycznym hejtem na opcję niemiłą autorowi. To jednostronny wylew frustracji, trochę bez kontekstu i pola do dyskusji. Niezwykle rozczarowujące doznanie.
Niestety nie jedyne.

Hel-3 nie zdobył też mojego serca od strony literackiej – co boli nawet bardziej. Norbert nie wzbudził mojej sympatii, żaden z drugoplanowych bohaterów nie zapadł w pamięć. Styl bywał męczący, a niektóre konstrukcje wzbudzały konsternację – zupełnie nie na poziomie, jaki znam z poprzednich spotkań z Grzędowiczem (cyt.: Muzyka spadła na wyschnięty skwer jak trąbiący słoń – quo vadis autorze?!). Nie zaskoczyła mnie technologia Rozczarowało mnie także zakończenie, nieco dziwne, nieco niespodziewane i z kiepską puentą.

 Nie będę oceniać gdzie Hel-3 znajduje się na tle innych powieści science fiction, ponieważ nie jest to mój ulubiony gatunek literacki, brak mi wiedzy i doświadczenia. Wyczekiwana przeze mnie książka, której ukazanie się wzbudzało mój duży entuzjazm, okazała się doznaniem, które raczej nie zostawi po sobie głębszego śladu. Trudno – nie każda książka może i nie każda powinna być najlepsza. Czemu więc warto – i czy w ogóle – sięgnąć po najnowszą powieść Jarosława Grzędowicza? Choćby po to, by przekonać się samemu.

P.S.: Totalny minus dla wydawcy za okładkowy zarys końca fabuły… Chociaż może plus, bo część dotycząca księżyca jest najlepsza w Hel-3….


I.  Fabuła                        3 pkt.
II. Bohaterowie             2 pkt.
III. Narracja i język        3 pkt.
IV. Emocje                      1 pkt.
V. Kreacja świata           2 pkt.

Ocena: 4+/10

 

Dodaj komentarz