W poszukiwaniu lekkiej lektury i dla odpoczynku od thrillerów i kryminałów, sięgnęłam ostatnio po Biurwę autorstwa Sylwii Kubryńskiej. Sama nie wiem czego spodziewałam się po tej książce. Może czegoś skrzącego się czarnym humorem, nieprzesadnie zobowiązującego. Z pewnością jednak nie tego, co otrzymałam.
To jednak nie niespełnione oczekiwania sprawiły, że ta całkiem nieźle napisana książka wypada w mojej ocenie średnio. Biurwa mnie przytłoczyła emocjonalnie, zdusiła we mnie nadzieję i pozytywne nastawienie do absurdów codzienności, by je znosić z podniesioną głowa i zbytnio się nimi nie przejmować.
Uwaga! Dalsza część wpisu może zdradzać znaczne elementy fabuły powieści.
Ewa, tytułowa biurwa, pracuje w urzędzie gminy. Wydawałoby się, że z dystansem, opisuje swoje doświadczenia i scenki z życia urzędu i jego pracowników: sztandarowe nie da się, serniczki i ploteczki, pokręconą hierarchię nadmiaru przełożonych, jubileusze i polityczne koligacje. Czytelnik szybko jednak przekonuje się, że Ewa dystansu jest pozbawiona. Zahukana, nieświadoma własnej wartości i bezwolna, z trudem wiążąca koniec z końcem samotna matka za wyżebrane dwa tysiące na rękę tyra w urzędzie, wszystko i wszystkich przyjmując na klatę i zapijając to potem butelkami niezbyt drogiego wina, żeby następnego dnia na kacu znów walczyć z rzeczywistością.
Biurwa to książka przygnębiająca. Książka-przestroga, anty poradnik radzenia sobie z życiem. To książka o niemocy i oceanie frustracji, która wylewa się z każdej strony, z każdego zdania jak tsunami. Ewa nienawidzi swojej pracy, swojego życia, swojej indolencji. Wszystko co robi, każde zadanie, jakie ma wykonać, każde okoliczności i wydarzenia z jej życia zawodowego, wywołują w niej niechęć, panikę, nieskończone pokłady stresu i obrzydzenia do samej siebie i wszystkiego wokół.
Nie bawiłam się dobrze czytając Biurwę. Byłam przerażona, jak skrajnie negatywne może być nasze podejście do życia. Im dalej w las, tym większą ta książka budziła we mnie niechęć do absurdów własnej codziennej rzeczywistości pracy w korporacji i całej parady scenek rodem z kabaretów. Owszem, było kilka zabawnych momentów, takich że mimo woli parsknęłam śmiechem, jednak to nie z nich składa się ta książka, to nie one są jej sednem. Bo sednem Biurwy jest, że się nie da. Nic się nie da, nigdzie i nigdy.
A ja się z tym, proszę państwa, nie zgadzam.
I dlatego właśnie Biurwa podobała mi się średnio. Bo napisana jest świetnie; język, narracja – doskonale dopasowane do tematyki i atmosfery wybranej przez Kubryńską. Bohaterowie i rzeczywistość, choć przerysowani, to wiarygodni. Pod względem formy nie mam Biurwie nic do zarzucenia.
I. Fabuła 2 pkt.
II. Bohaterowie 3 pkt.
III. Narracja i język 5 pkt.
IV. Emocje 4 pkt.
V. Kreacja świata 3 pkt.
Ocena: 6+/10