Lampiony. Katarzyna Bonda

032-lampionyO Katarzynie Bondzie mówi się, że jest królową polskiego kryminału. Jej ostatnia książka Lampiony, trzeci tom z czterotomowej serii Cztery Żywioły Saszy Załuskiej, była jedną z najbardziej oczekiwanych polskich książek 2016 roku, a co za tym idzie, także doskonale wypromowaną.

Nic tak jednak nie boli czytelnika, jak wyczekiwanie na książkę, która okazuje się zwyczajnie średnia. A Lampiony dla mnie, rodowitej łodzianki, są średnie w dwójnasób.

Uwaga! Dalsza część wpisu może zdradzać elementy fabuły powieści.

Lampiony to trzecia część cyklu poświęconego Saszy Załuskiej – młodej profilerce, samotnej matce i alkoholiczce walczącej o zachowanie trzeźwości. Rzecz zaczęła się od Pochłaniacza, z fascynującym motywem śladu zapachowego – jedynego, jakim dysponują śledczy. Potem był świetny Okularnik, którego akcja toczyła się w Hajnówce i poruszała zgrabnie motywy narodowościowe, żołnierzy wyklętych i rzezi na Białorusinach zamieszkujących tamtejsze ziemie. 

Akcja Lampionów przeniosła się do Łodzi, w której grasuje podpalacz. Miejskie kamienice płoną, a Sasza tuż przed świętami Bożego Narodzenia zostaje wysłana do miasta Czterech Kultur nie tylko jako specjalista od profilowania, ale również jako psycholog z doświadczeniem i wiedzą o podpalaczach właśnie.

To jednak nie Sasza jest bohaterką Lampionów. Ci którzy po tej książce spodziewają się błyskotliwego kryminału, mogą się poczuć zawiedzeni, bowiem polowanie na podpalacza wypada tu raczej blado na tle całej menażerii pobocznych bohaterów, mieszkańców Łodzi i Łodzi właśnie.
O tym, jak autorka opisała Łódź trzeba umieć myśleć z dużym przymrużeniem oka i pamiętać, że jest to portret niekompletny, niekiedy przerysowany. Ot choćby na początku znajdziemy określenie Pedofilów, odnoszące się do osiedla Teofilów – i jak mieszkam tu niespełna trzydzieści lat, to nigdy się z nim nie spotkałam. Łódź poza tym to nie tylko zaniedbane Śródmieście, które przez lata cierpiało z powodu złego zarządzania. To nie tylko menele i element z Limanowskiego czy Abramki. Bonda powiela stereotypy i wykorzystuje to, co w Łodzi niechlubne, pomijając zupełnie fakt, że to miasto, owszem nieidealne, ma także drugą, kontrastującą stronę.
O tym jednak dowiemy się od autorki dopiero z posłowia. Oczywiście znam i rozumiem licentia poetica, ale wrażenie i tak pozostaje.

A jeśli nie o ciemnej stronie miasta (bo każde taką ma), to w zasadzie nie wiem o czym jest tak książka. Saszy w niej mało, mniejszych i większych wątków nie brakuje, bohaterów jak dla mnie ciut za dużo i czasem można się pogubić kto, co i z kim.
Pomimo tego Lampiony czyta się jednak dobrze, bo chociaż mają swoje mankamenty, to Bonda umie snuć opowieści, przeplatać zdarzenia i ludzi; umie pisać, a to wcale nie taka znowu powszechna rzecz wśród poczytnych polskich pisarzy.

Nie mniej jednak oceniam Lampiony tak sobie. Zdecydowanie wolę trylogię o Hubercie Meyerze i marzy mi się, żeby Bonda do tego stylu wróciła. Załuska to bohaterka płaska i niespecjalnie ją lubię – także ze względu na to, że zupełnie nie umie się w tym świecie zbrodni odnaleźć, a co za tym idzie raczej za wzór nowoczesnej, silnej bohaterki kobiecej uznać jej nie można, a szkoda. 


I.  Fabuła                        3 pkt.
II. Bohaterowie             3 pkt.
III. Narracja i język        4 pkt.
IV. Emocje                      2 pkt.
V. Kreacja świata           3 pkt.

Ocena: 6/10

Dodaj komentarz